Wędrujemy leniwie przez falujące krajobrazy Południowych Moraw (nie bez powodu zwanych Czeską Toskanią). Droga wije się wzdłuż jeziora, pośród soczystej zieleni łąk. Mijamy samotne drzewa, kapliczki, niewysokie wzgórza, a na nich ruiny zamków.

Z drogi nie dostrzeżemy muzeum, ponieważ mieści się ono pod ziemią. Na zewnątrz wypuszczone jest jedynie kilka świetlików, wież z białego betonu przypominających wapienne skały. Architekci zdecydowali się na takie rozwiązanie z dwóch powodów. Budynek nie miał wizualnie obciążać skalą lub masą lokalnego krajobrazu i scenerii. Drugie założenie odnosiło się do koncepcji ekspozycji in situ — to znaczy, że znaleziska archeologiczne pozostaną po wykopaliskach w ich pierwotnym kontekście, czyli głęboko pod ziemią.

Widzimy więc betonowe, strzeliste bloki poukrywane na wzgórzu pośród ukwieconych łąk. To, w jaki sposób światło odbija się od białych ścian, jakie tworzy kontrasty i cienie, jest po prostu bajeczne.

Budynek budynkiem, ale to, co dzieje się wewnątrz to istny majstersztyk. Polecam każdemu, kto zajmuje się przeprowadzaniem odbiorcy przez jakikolwiek proces (czy to projektant wystaw, czy UXowiec). Dla mnie, zarówno jako dla artystki, jak i projektantki doświadczenia użytkownika, był to raj.

Wchodzimy do muzeum, jest chłodno i ciemno. Widzimy wnętrze muzeum, ale nie możemy wejść, dopóki nie obejrzymy filmu. Chwila oddechu, czekamy na swoją kolej. Jest przyjemnie, wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Wchodzimy do małej salki kinowej. Przed nami 10-minutowa animacja o historii odkryć archeologicznych, zwyczajach pierwotnych ludzi, obiektach muzealniczych. Nie jest łatwo zrobić 10-minutowy film, który zaciekawi dzieci, młodzież, zwykłego turystę i będzie jeszcze wartościowy dla profesjonalisty, a na to wszystko zrozumiały dla ludzi bez znajomości języka czeskiego. Autorom to się udało. 

Zaczynamy zwiedzanie. Projektanci tak „użyli” światła naturalnego, pochodzącego ze świetlików, i sztucznego by przeprowadzać odwiedzającego przez zakamarki budynku i ekspozycji (nie raz trzeba się gdzieś przecisnąć, pochylić, stanąć na palcach). Co rusz natrafiamy na projekcje filmowe na ścianach, szałasach (fot 1), podłogach. To właśnie dzięki animacji wyświetlanej na szczątkach wiemy, na co patrzymy (fot 3,4). Cała historia opowiedziana jest z minimalnym użyciem słów, treści przekazywane są obrazem i ruchem, zarówno tym pochodzącym z animacji, jak i ruchem naszych własnych ciał.

Znajdziemy tu przykłady prymitywnych narzędzi, pierwszych map, a wszystko to pokazane tak, by maksymalnie dużo opowiedzieć o ludziach. Właśnie tak, snując się po muzeum, nie tyle, ile oglądamy przedmioty, co raczej doświadczamy świata materialnego i duchowego naszych przodków. Czujemy się tak, jakbyśmy sami ich poznawali, odkrywali — i to świadczy o genialności twórców ekspozycji.

Co ciekawe na ekspozycji znajdziemy również odwołania do innych, analogicznych eksponatów. Przykładowo, w sąsiedztwie oryginalnej Morawskiej Wenus znajdziemy kopie tych znajdywanych w innych częściach Europy. Fajnie je zobaczyć wszystkie razem. Tym bardziej, że te dawne Wenuski mnie napawają szczera radością 🙂

Nic nie jest zbyt przesadzone, czy nachalne. Wszystko jest pięknie wyważone.

Archeopark Pavlov  
23. dubna 264
692 01 Pavlov