„Żadne tam Hollywood”, czyli o tym, jak różne mogą być kształty żałoby i kręte ścieżki godzenia się z nadchodzącą śmiercią
Paradoksalne jest to (a może wcale nie jest to paradoksem, bo po prostu tak funkcjonuje świat), że im głębiej zanurzam się w umieranie, tym bardziej czuję, że żyję. To tak, jakbym miała do siebie pełniejszy dostęp, nic nie przyciemnia moich wartości, decyzje wydają się prostsze, sposoby postępowania pewniejsze.